Cztery akcesoria prawdziwego rowerzysty miejskiego

2018-07-29 Karol Mocniak

Wiosna jest już wśród nas - poznamy ją po ciepłych promieniach słońca, pierwszych pąkach na drzewach i łokciach wystających z okien BMW, ale przede wszystkim po świergocie zardzewiałych łańcuchów tych, którzy na czas zimy odstawili rowery do piwnicy. Wielu z nich jeszcze nie wie, że rower to nie tylko doskonały pomysł na przetoczenie się po parku, lecz również wspaniały sposób na zapomnienie o większości bolączek towarzyszących przy codziennych podróżach do pracy czy na zakupy.

Poniżej prezentujemy kilka drobiazgów, które ułatwiają poruszanie się po mieście niezależnie od pory dnia czy roku ;-)

Koszyk

Obok wielkiej osłony na łańcuch i stadka dzieciaków na bagażniku koszyk jest stałym elementem każdego roweru w Holandii. Nie gwarantuje takiej pojemności i ochrony przed wilgocią jak klasyczna sakwa, ale w zamian umożliwia natychmiastowy dostęp do wiezionych w nim rzeczy (np. gdy trzeba pogłaskać psa). No i w przeciwieństwie do plecaka nie wiąże się z brzydkimi plamami potu podczas cieplejszych dni lata.

Wielki chlapacz

"Paaanie, ostatni raz to ja w PRL-u takie rzeczy miałem" – rzekł mi pewien zdziwiony sprzedawca na pytanie o chlapacz. I nie ma w tym niczego dziwnego - w sklepach rowerowych kawałek gumy kiepsko prezentuje się obok ram z karbonu, kierownic z dziurium czy przerzutek z unobtanium. Nie zmienia to faktu, że w codziennej jeździe po mokrych ulicach chlapacz jest bezcenny – dobrze zamontowany chroni przed wilgocią nie tylko nogawki, ale również buty. W niektórych sklepach internetowych dostępnych jest wiele modeli, ale kryterium wyboru jest proste – im chlapacz większy, tym lepszy.

Dzwonek z klasą

Dobry dzwonek w głośnym mieście jest na wagę złota. Wiedzą o tym nie tylko tramwajarze, ale także rowerzyści, którzy codziennie stają oko w oko z tłumami pieszych na drogach dla rowerów. Dostojne "ding-dong" oszczędza gardło, budzi szacunek i dodaje szyku, którego na rowerze nigdy za wiele. Co prawda istnieje ryzyko, że bardziej strachliwi mieszkańcy zamiast zejść ze ścieżki zaczną się żegnać, ale dla takiego widoku warto nawet trochę zwolnić.

Rowerowe ponczo (zwane także rowerową Buką)

Jazda na rowerze w czasie deszczu nie musi się wiązać z koniecznością zamiany garnituru na ortalionowy dresik. A już na pewno nie pozwoliliby na to sobie Holendrzy, którzy w swoim uzależnieniu od rowerów i dobrego ubioru znaleźli idealne rozwiązanie – ogromne, wodoszczelne ponczo, które przed wodą chroni również spodnie. Po dojeździe na miejsce wystarczy je zwinąć, wrzucić do koszyka i śmiać się na widok przemoczonych kolegów z pracy.