Jesień i zima na rowerze

2020-11-14 Bartosz Czarniecki

Nadeszła jesień, za chwilę zima. Czas schować rower do piwnicy i poczekać do maja, aż roztopią się hałdy lodu i zmarzniętego śniegu blokującego wjazd na przejazdy rowerowe, zmagazynowanego tam przez służby miejskie odśnieżające chodniki i ulice. Oczywiście, pod warunkiem, że śnieg będzie w tym roku, co wcale nie jest takie oczywiste. Od kilku bowiem lat nawet za kołem podbiegunowym Polski śniegu praktycznie nie ma. Ostatni okres jesienno-zimowy był bardzo suchy. Średnia temperatura w tym czasie od czterech lat wzrasta, a od dwóch lat jest wyższa niż 0 stopni. Liczba dni z temperaturą poniżej 0 stopni we wszystkich trzech przedziałach: najniższej, średniej i najwyższej również rok do roku spada.

Ixtlilto, CC BY-SA 4.0 https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0 , via Wikimedia Commons, cropped

Może więc chowanie roweru na zimę przestaje mieć sens?

Naszym zdaniem rower w Polsce może być pojazdem całorocznym. Skoro bowiem rowerem jeździ się cały rok w Finlandii, Norwegii, Szwecji, Danii czy Holandii, czyli w krajach gdzie albo jest zimniej, albo wietrzniej lub pada więcej niż w Polsce, to dlaczego nie dałoby się i u nas. Przyczyna jak zwykle znajduje się w naszych głowach. Na pewno nie mamy takiej tradycji, a rower do niedawna kojarzył się z niższym statusem społecznym. Przede wszystkim jednak zwyczajnie boimy się przełamać, opuścić złudną strefę komfortu i nie wiemy jak się za to zabrać, żeby jazda w tym czasie była komfortowa i bezpieczna.

Sami jeździmy całorocznie od wielu lat, przekazujemy te wzorce innym i zachęcamy do jazdy przez cały rok. Co roku przybywa osób całorocznie korzystających z roweru. W wielu krajach liczba rowerzystów wzrosła w trakcie pandemii, bo rower okazał się najbezpieczniejszym środkiem transportu. Na krótkich miejskich trasach często bywa szybszy niż samochód, jest niezawodny, wygodny i zapewnia dystans społeczny. O ile wiosną łatwo było zrezygnować z samochodu lub komunikacji miejskiej, o tyle jesienią i zimą trzeba do tego większego samozaparcia. Jest to jednak w zasięgu każdej osoby, która przejechała rowerem cały sezon wiosenno-letni. Poniżej przedstawiamy kilka rzeczy na które trzeba zwrócić uwagę, żeby rowerem przez cały rok jeździć bezpiecznie i przyjemnie.

Oświetlenie

To pierwsza sprawa na którą należy zwrócić uwagę, a z którą wciąż tak wielu ludzi ma problem.

Już pod koniec września można było zauważyć, że wieczorami pojawia się wysyp batmanów bez jakiegokolwiek oświetlenia. Często jest to związane z tym, że szybko zapadający zmrok zaskakuje ich jak zima drogowców. Tym bardziej teraz należy o oświetleniu pamiętać, kiedy wyjeżdżając do pracy mamy widno, a wracamy już po ciemku. A widoczność to sprawa kluczowa ze względu na bezpieczeństwo innych rowerzystów – to że Ty ich widzisz, wcale nie znaczy, że oni widzą nieoświetlonego Ciebie, tym bardziej, że pośród wielu różnych źródeł światła na ulicy nieoświetlony stajesz się jeszcze bardziej niewidoczny.

Jakie oświetlenie jest właściwe? Przepisy są bardzo ogólne: z przodu - co najmniej w jedno światło pozycyjne barwy białej lub żółtej selektywnej, z tyłu - co najmniej w jedno światło odblaskowe barwy czerwonej o kształcie innym niż trójkąt oraz co najmniej w jedno światło pozycyjne barwy czerwonej. Światła pozycyjne mogą migać i muszą być widoczne w nocy ze 150 m. Muszą być zamontowane na wysokości od 25 do 150 cm od jezdni. Żółty selektywny to kolor stosowany w reflektorach samochodowych. Określa je się tak w celu odróżnienia od koloru żółtego samochodowego stosowanego w kierunkowskazach. Tak więc podsumowując: białe z przodu, czerwone z tyłu – nie odwrotnie – tacy też się trafiają. Dobrze widoczne, ale nie oślepiające. Nic tak nie denerwuje jak hulajnoga Bolta waląca z ziemi po oczach snopem białego światła. Dlatego też nie polecamy stosowania latarek Convoy S2 do jazdy po mieście. Nawet z kolimatorem to coś oślepia innych. Do jazdy po lesie są ok, do jazdy w mieście używamy nie latarek EDC, a lampek rowerowych. Najlepiej z górnym odcięciem strumienia światła. Np. dobrym pomysłem jest znalezienie lampki spełniającej niemiecką normę StVzo. A skoro już jesteśmy przy niemieckich normach, to zwróćcie uwagę, że migająca przednia lampka w nocy jest męcząca i rozpraszająca, dlatego w Niemczech można używać ich tylko w dzień.

Pewnym rozwiązaniem pośrednim są lampki, które mają specjalny tryb, gdzie światło nie miga (gaśnie na chwilę), tylko rozbłyska (przez ułamek sekundy świeci jaśniej). Dzięki temu cały czas mamy równomiernie oświetloną drogę i równocześnie jesteśmy łatwiej zauważalni. Absolutnie nie kierujemy strumienia na wprost, tylko na ziemię. Światła muszą być przymocowane do roweru. Oczywiście można mieć dodatkowo doczepione do plecaka, czy kasku, ale zasadniczo obowiązkowe oświetlenie musi być doczepione do roweru. Czołówka w mieście to również słaby pomysł.

Jeśli używacie lampek akumulatorowych, to sprawdzajcie po jeździe czy działają i ew. je doładujcie. Róbcie to tym częściej, że w niskich temperaturach żywotność akumulatorów i baterii jest niższa niż w ciepłe dni. Pamiętajcie, że również power bank może wam nie pomóc, bo często lampka nie świeci podczas ładowania. Dlatego zimą najlepsze jest dynamo w piaście.

Zwróćcie również uwagę, czy garderoba lub sakwa nie zasłania wam lampki w czasie jazdy.

Rower

Najlepiej oczywiście by było posiadać inny rower do jazdy zimowej. Pełne błotniki, osłona łańcucha, szersze opony, hamulec w piaście, dynamo do świateł. Najlepiej np. jakiś niedrogi mieszczuch z jakiegoś upadłego, chińskiego systemu bikesharingowego, którego nie szkoda narażać na kapryśne warunki i chemię drogową. Niestety niewielu z nas ma tyle miejsca, żeby mieć oddzielny rower na różne okazje.

Dlatego też jeśli zamierzacie korzystać z tego samego roweru okrągły rok, to należy o niego zadbać. Pamiętajcie o zrobieniu przeglądu, regulacji hamulców, nasmarowaniu łańcucha.

Również technika jazdy jesienią i zimą wygląda nieco inaczej i na inne rzeczy trzeba zwrócić uwagę. Zdecydowanie będziemy jechać wolniej i wymusi to na nas samo otoczenie. Dosyć szybko zobaczycie, że utrata trakcji podczas hamowania na nieuprzątnięty liściach lub oblodzonej DDR przykrytej śniegiem wymusi na Was uważniejszą jazdę. Inne pułapki, to śliskie nawierzchnie np. pasów przejść dla pieszych. Dohamowujemy wcześniej i ostrożniej niż zazwyczaj. Warto hamulców użyć kilka razy na początku jazdy zanim zaczną nam być potrzebne, żeby zobaczyć jak się zachowują i jak zachowuje się koło na mokrym/zmarzniętym asfalcie. Dobrym pomysłem jest lekkie obniżenie siodełka, po to by obniżyć środek ciężkości i móc łatwiej i pewniej asekurować się przy utracie trakcji. Warto też obniżyć ciśnienie w oponach. Zwiększy to wysiłek, spadnie prędkość jazdy, ale zwiększy przyczepność. Choć kupa liści może wydawać się z pozoru atrakcyjnym urozmaiceniem, to lepiej w nią nie wjeżdżać, bo nigdy nie wiadomo co jest pod nimi. Hamowanie na liściach może okazać się zupełnie nieskuteczne, więc omijamy je. Nie pakujemy się w kałuże – raz, że możemy się pochlapać, dwa nigdy nie wiadomo, co jest pod taflą wody i jak głęboka jest dziura. Pamiętajcie również o tym, że mokre lub oblodzone różnego rodzaju nawierzchnie kamienne mogą powodować uślizg przedniego koła w trakcie hamowania. Jest to o tyle ważne, że jeśli mamy złe warunki atmosferyczne, to możemy jechać po chodniku i jeśli będzie on wykonany np. z płyt granitowych, to łatwo w takich warunkach o upadek i narażenie pieszych tam przebywających na wypadek.

Jesienią i zimą jedziemy wolniej, co realizuje się w zasadzie samoistnie. Jednak warto być bardziej czujnym i ostrożnym i np. unikać wskakiwania na krawężniki pod zbyt małym kątem oraz nie szaleć, bo każdy upadek w takich warunkach dodatkowo może narazić inne osoby podróżujące obok nas.

Opony zimowe – czy warto?

Tu już wszystko zależy od tego ile, gdzie i kiedy jeździcie i jak wygląda zima. Np. ostatnia zima była tak ciepła i sucha, że ani razu nie użyłem opon zimowych. Mamy dwa rodzaje opon: z kolcami, które są dopuszczalne dla rowerów i bez kolców, z bardziej agresywnym bieżnikiem i wykonane z miększej mieszanki. Mają jedną cechę wspólną: są stosunkowo drogie, ale tak jak dobre ubrania starczą na kilka zim. Kolce idealnie sprawują się na oblodzonych nawierzchniach, zwłaszcza np. na porannym czarnym lodzie. Nieco mniej przydatne są na śniegu, za to genialne, kiedy pod śniegiem jest ukryty lód. Na suchym asfalcie są głośne. Do miasta lepszym wyborem wydają się być zimowe opony bezkolcowe, jednak podejrzewam, że na lodzie przykrytym cienką warstwą luźnego śniegu będą tak samo nieskuteczne jak zwyczajne opony. Opon z kolcami używam od wielu lat i naprawdę bardzo dobrze sprawują się na nieodśnieżanych białostockich drogach dla rowerów, a jazda po odśnieżonej jezdni poza odgłosami stukania nie ma w zasadzie innych wad.

Błotniki

Źródło: dutchreview.com/culture/cycling/how-to-get-a-bicycle-in-the-netherlands/

Jeśli nie lubicie być ochlapywani błotem, to zainwestujcie w dobre błotniki. Nie jakieś tanie poddupniki długości 30 cm, tylko pełne błotniki które będą doskonale chronić Wasze ubrania i rower. Wasz rower może wyglądać mniej wyczynowo, ale i tak wszyscy będą patrzeć na Was z wytrzeszczem, więc lepiej jak przy okazji nie będziecie mieli brązowego paska na plecach i ochlapanej twarzy. Obecnie jest tak duży wybór błotników, że można je już dobierać pod kolor roweru. Pamiętajcie, żeby były szersze niż wasze opony.

Poza błotnikami warto również, jeżeli jest taka możliwość, przyczepić osłonę łańcucha, którą być może wcześniej zdjęliście, bo wyglądała zbyt emerycko.

Jeśli macie amortyzowany widelec, to rozważcie założenie ochraniaczy neoprenowych ograniczających dostawanie się wody na goleń amora.

Ubiór

Źródło: www.ctvnews.ca/canada/how-cold-is-cold-in-canada-toronto-alert-for-12-c-revives-never-ending-debate

To bardzo ważna sprawa, jednocześnie tu popełniamy najwięcej błędów. Pierwsza i zasadnicza sprawa – jadący rowerem, tak jak ogry i cebula, mają warstwy. Ubieramy więc kilka cienkich warstw, zamiast np. jednej N3B założonej na bawełnianą podkoszulkę.

Druga zasada to: wychodząc powinniśmy odczuwać lekki chłód. W trakcie jazdy rozgrzewamy się i problemem zacznie być zbyt duża ciepłota. To może być problem zwłaszcza gdy wracamy wczesnym popołudniem, kiedy jest zazwyczaj cieplej, niż kiedy jedziemy rano. W takim wypadku po prostu pozbywamy się jednej lub dwóch warstw i znowu mamy optymalny komfort termiczny.

I tu dwie kolejne sprawy – starajmy się nie używać bielizny bawełnianej. Pot nagromadzony w podkoszulce bardzo łatwo się schładza, a naprawdę warstwa zimnej wody na rozgrzanej skórze to coś czego powinno się zimą unikać jak ognia. O wiele lepiej poradzą sobie z tym problemem tkaniny syntetyczne. Druga sprawa – jeśli wciąż jeździcie z plecakiem na plecach, to to jest właśnie ten moment, kiedy zaczynacie rozglądać się za bagażnikiem i torbą którą na nim wygodnie przewieziecie. Suche plecy Wam podziękują.

Uważajcie na stopy i dłonie. Te części najłatwiej marzną nawet na kilkukilometrowych odcinkach miejskich. Używajcie odpowiednich egzemplarzy rękawic zależnie od temperatury. Jeśli będzie bardzo zimno, to nakładajcie rękawice narciarskie – nikt i tak nie zwróci na to uwagi.

Równie ważna jest czapka. Najlepiej znowu, żeby była to jakaś odzież techniczna zamiast czapki robionej na drutach. Najlepiej taka, która z przodu ma elementy wiatrochronne, a jednocześnie odprowadzająca wilgoć z tyłu.

Nie zapominajcie o szyi. Nie zostawiamy jej gołej, ale zamiast szalika lepszym rozwiązaniem jest komin, który może również robić za osłonę ust i nosa. Na chłodniejsze dni można kupić kominy dwuczęściowe z dodatkowo doszytym kawałkiem polaru.

Jeśli możemy coś zasugerować, to bardzo dobrym, od wielu lat używanym i sprawdzonym wyborem do jazdy w takich warunkach są ubrania uszyte z tkanin powerstrech pro jako warstwa środkowo-zewnętrzna i na wierzch powershield pro.

Jeśli pada deszcz to trzeba założyć coś wodoodpornego. Buty z goretexem są dobrym pomysłem. Również cienkie wodoodporne spodnie jako warstwa dodatkowa tylko na deszcz. Jeśli potrzebujecie szybkiego rozwiązania na nagły przelotny opad, to w warunkach miejskich dobrze sprawiają się poncza i peleryny czy nawet sztormiaki. Ważne, żeby miały coś na kształt rękawów i nie krępowały ruchów. Kaptury peleryn i kurtek powinny mieć daszki nad oczami i gumki regulujące, zwłaszcza z tyłu głowy. Można nimi tak dociągnąć kaptur, że obracana głowa nie będzie obracać się wewnątrz kaptura, który będzie blokował nam widoczność, tylko kaptur będzie obracał się razem z głową. Pamiętajcie, by poły nie zasłaniały tylnego oświetlenia.

To nie są tanie rzeczy, ale pamiętajcie, że są bardziej funkcjonalne, wygodne i komfortowe niż odzież codzienna np. z bawełny i kupujecie je raz na kilka lat. Dzięki temu rzadziej będziecie odczuwać zniechęcenie do całorocznej jazdy.

Tutaj dochodzimy do momentu gdzie trzeba wspomnieć o widoczności. Lepiej jest ubierać się w jaskrawe kolory, bo zwyczajnie jest się lepiej widocznym przez zalane wodą szyby samochodów. Jeśli chodzi o kamizelki i odblaski, to do znudzenia będziemy powtarzać: żadnych kamizelek. Kamizelka pod plecakiem nie ma sensu, czasami może również ograniczyć kierowcy widoczność sygnalizowania manewrów przez rowerzystę. Ciemny rękaw kurtki może zlewać się z ciemnym tłem ulicy, a odbite od kamizelki silne światło może ten efekt pogłębić i sprawić, że kierowca nie zobaczy np. sygnalizowania skrętu w lewo.

Lepszym rozwiązaniem są odblaski zakładane na rękaw i nogawki.

A najlepsze są ubrania w całości wykonane z materiału odblaskowego. Ostatnio też pojawiły się przeźroczyste spraye którymi co jakiś czas można spryskać każde ubranie, które dzięki temu w nocy będzie odbijać światła reflektorów.

Jazda rowerem przez cały rok jest bardzo dobroczynna. Zachowujemy kondycję, wzmacniamy odporność, całoroczni rowerzyści chorują rzadziej, poprawia się nasza kondycja psychiczna. Jednocześnie dbamy o środowisko. Miny mijanych w korku kierowców i osób marznących na przystankach i niedowierzające: „Ty znowu rowerem” słyszane od znajomych, są dodatkową motywacją.